Od wczoraj nie mam ochoty na nic, ponieważ mam spadek samopoczucia, a dzisiaj wszystko się nawarstwiło i jestem rozbita i naprawdę zdołowana. Zawsze kiedy odczuwam stres ciśnienie idzie mi w górę jak szalone, mimo że zażywam leki na nadciśnienie. Powiem Wam moi Drodzy, że jestem tym wszystkim(moim nastrojem i zdrowiem) zmęczona. Czemu przez dłuższy czas nie może być u mnie dobrze? Dodatkowo boli mnie żołądek i pojawiła się znowu bezsenność. Myślę, że to trochę dużo jak na jednego człowieka. Dlatego wczoraj Kochani nie pisałam, bo nie miałam siły siedzieć przed laptopem. Odwołałam nawet spotkanie z Kingą, ponieważ miałam wysokie ciśnienie, kręciło mi się w głowie i prawie we wannie zemdlałam i co gorsza nie było nikogo w domu i jeszcze zamknęłam łazienkę na zamek. Nie wiem kto by mi pomógł, gdybym utopiła się we wannie. Mam 24 lata a już znowu nic mnie nie cieszy. Nic a nic. Mama aby poprawić mi humor wzięła mnie wczoraj późnym wieczorem na lody, ale to wszystko to nie to, kiedy dusza płacze i wszystko jest szare. Całe życie powtarzam, że jestem wesołą dziewczyną ze smutną duszą. Melancholia mnie nie opuszcza. Czy zawsze ją odczuwałam? W wieku dojrzewania zaczęłam pisać wiersze destrukcyjne, rysowałam dekadenckie rysunki i zainteresowałam się ciemną stroną życia. Koleżanka ze szpitala powiedziała mi, że jak weszłam do pokoju szpitalnego poczuła świeżość ale i taką niezwykłą mroczność retro jak z filmów z Audrey Hepburn. Powiedziała mi również, że mroczni ludzie mają głębię, a co za tym idzie oznacza, że nie są puści. Eh... czasem wolałabym być przeciętną Kowalską, która gotuje pomidorówkę dla swoich dzieci i słucha Disco Polo. Czasem wolałabym nie analizować, chciałabym mieć wszystko gdzieś nie odczuwając odpowiedzialności. Kochani, powiedźcie mi czy też dopada Was czasem taki głęboki smutek, że macie ochotę usiąść płakać i nie rozmawiać z nikim?
W swoim krótkim życiu za dużo straciłam na zawsze. W moim życiu przez ostatnich kilka lat są same straty. Odejścia osób, rozstania, pogrzeby, porzucenia. To wszystko musiało odbić się na moim samopoczuciu. Każdy powinien brać odpowiedzialność za to co oswoił. Najgorzej tak odejść, bez słowa nie mówiąc "dlaczego". Czasem pojawiają się myśli o tym co było złe, co zrobiliśmy nie tak, dlaczego nas takie rzeczy i zdarzenia dotykają. Ten post będzie czarny. Wiecie, że czasami na Myślach Kobiety Wyzwolonej pojawiają się bardzo melancholijne posty. Ten też do takich należy - stety niestety. Wiecie co jest smutne? To, że każdy widzi uśmiech na mojej twarzy, a nikt nawet nie pomyśli ile mnie to wszystko kosztuje czasem. Z drugiej strony nie chciałabym aby każdy zadawał mi pytanie - "czy już lepiej?", "jak twoje samopoczucie?" i inne takie. Powiedzieć "dobrze" jest łatwiejsze niż powiedzieć o tym co zjada Cię od środka. Nigdy nie lubiłam obarczać innych moimi problemami, ale czasem chciałabym aby ktoś posłuchał co mówię, co jest nie tak, co mnie dobija. Chciałabym aby ktoś mnie posłuchał po prostu tak jak się słucha drugiego człowieka.
Kiedyś gdy dopadał mnie smutny nastrój pisałam. Zawsze pisałam odkąd pamiętam. Pisałam najczęściej wiersze i wtedy lepiej się czułam. No i oczywiście rysowałam. To pozwalało mi się w jakimś stopniu zrelaksować. Dzisiaj nie chcę pisać wierszy ani rysować, chociaż ostatnio coś naszkicowałam. Może w następnym poście się z Wami podzielę moim rysunkiem. Moja mama jest wesołą, uśmiechniętą, bardzo komunikatywną osobą, mimo że czasem mnie irytuje gdy się mnie czepia. A mój ojciec? Nie wiem. Nie wychowywał mnie, więc wiem tylko co nie co, co mogłam zauważyć. Lubi sztukę, nie umie mówić o emocjach i nigdy nie powiedział, że mnie kocha. Być może dlatego nie wierzę w to, że ktoś może mnie kochać. To bardzo zuboża dziecko. Tożsamość jest zachwiana, ponieważ nie znamy swojej drugiej połowy siebie. Usposobienie mam po mamie, więc czarną duszę pewnie po ojcu. Moi rodzice to istne sprzeczności, więc ja to chodząca sprzeczność. Smutno mi jak cholera. Czasem sobie tak myślę "czemu" tak a nie inaczej i nie znajduję odpowiedzi. Myślę, że ludzie mogą mnie bardzo kochać, ale ja tego nie zrozumiem, nie zauważę i... nie uwierzę.
Mam nadzieję, że Wy moi Drodzy bierzecie odpowiedzialność za to kogo kochacie, z kim się przyjaźnicie, za Wasze dzieci i Wasze zwierzęta. Te dwie ostatnie istoty są bezbronne i to jak postrzegają świat zależy od Waszej miłości dla nich. Bądźcie po prostu dobrzy i po prostu odpowiedzialni. Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz