niedziela, 1 kwietnia 2018

Wyciszające chodzenie po lesie

Dobry wieczór moi Kochani 👋 dzisiaj poczułam potrzebę napisania postu na temat mojego sposobu na zebranie myśli i wyciszenie organizmu. Dzisiaj jest Wielkanoc i może dlatego przyszły mi różne ciekawe myśli do głowy. Zawsze myślę nocami, za dnia spełniam to co chcę osiągnąć, ale to właśnie noc ma dla mnie wyjątkową moc rozmyślania. Od lat uważam, że wszystko ma jakiś głębszy sens, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze między mną a dziadkiem dochodzi do spięcia, ponieważ mój dziadek Adolf uważa, że człowiek jest kowalem własnego losu i od nas samych zależy jak swoim życiem pokierujemy. Oczywiście jestem tego świadoma, ale wielokrotnie zauważyłam, że jeśli coś ma się wydarzyć to Los znajduje sposób, a jeśli coś ma mnie nigdy nie spotkać to Życie blokuje mi działania wszystkimi możliwymi drogami. To jest naprawdę niezwykłe samo w sobie. Czasem wolałabym aby wszystko szło zgodnie z planem, ponieważ uwielbiam kontrolować sytuację w jakiej się znajduję, a z drugiej strony wolę zdać się na Los. Niemniej nigdy nie przestanę wierzyć w to, że nic nie nie dzieje się bez powodu, ponieważ nagminnie doświadczam czegoś takiego w swoim życiu. Kiedy chcę nad czymś się zastanowić idę na spacer najlepiej z moją mamą, ponieważ z nią najlepiej mi się idzie w ciszy. A poza tym czuję się z nią bezpiecznie.

To jest taki mini lasek na Chojnach. Uwielbiam przyrodę, drzewa(podobnie jak moja mama, tylko ona umie zachwycić się starymi drzewami).

Jako dziecko moją ulubioną aktywnością fizyczną było chodzenie po lesie. Nie ma nic lepszego niż spacer między drzewami, zbieranie grzybów. Mało kto z moich znajomych chodzi na grzyby, a chętnie w sezonie bym się wybrała. Jak chodzę po lesie nie lubię rozmawiać, bo wtedy zazwyczaj prowadzę dialog sama ze sobą. Dotleniam się, wyciszam i regeneruję całe ciało, a przy tym mam umiarkowaną aktywność fizyczną. Już dawno tego nie robiłam. Pewnie dlatego, że mam traumę po wycieczce z dzikiem kiedy to pewna locha uderzyła mnie w tyłek. Na szczęście nie potraktowała mnie kłami jak mojego ojczyma, który został solidnie zmasakrowany w kroku. Tak! boję się dzików. Gwałcicieli, zbójów, duchów nie, ale dzików cholernie!

Nie wiem czemu tak lubię lasy. Może w poprzednim wcieleniu byłam druidem? W Poznaniu są piękne lasy, ale tam miałam spotkanie z dzikiem. W sumie to był spacer z kolegą mojego ojczyma, który miał dzika. Jako 10-latka nie zdawałam sobie sprawy, że dziki są takie agresywne. Wtedy postrzegałam je jako czarne włochate świnie, ale potem zmieniłam zdanie. Dzisiaj to wielkie, niebezpieczne leśne potwory. Dlatego sama nie wejdę do lasu chyba, że miałabym pistolet. Już nawet chciałam iść na kurs myśliwego i strzelać w przestrzeń zamiast w zwierzaki aby dostać pozwolenie na broń, ale jakoś nadal nie poszłam to załatwić. W sumie jak jesteśmy przy tym temacie to uważam, że człowiek sprawny fizycznie, psychicznie powinien mieć możliwość ubiegania się o pozwolenie na broń. Uwielbiam lasy ale no... sama nie wejdę w obawie przed dzikami. A wiecie, że gdybym weszła do lasu sama to z mojego wyciszającego spaceru byłyby nici, ponieważ stresowałabym się, że spotkam dzika i zostanę dotkliwie zaatakowana. A wiadomym jest to, że chcę tego uniknąć za wszelką cenę.

W najbliższym czasie nie wybiorę się raczej do lasu, bo po prostu nie mam z kim. A po drugie nie jest jeszcze ciepło. Niemniej planuję wybrać się nad jakieś jeziorka i stawy z kimś. Nie wiem czy ona się zgodzi, ale w końcu mam dar przekonywania, więc się musi zgodzić. Znam w Łodzi kilka pięknych miejsc, które pokażę tylko ludziom na, których w jakimś stopniu mi zależy. W ogóle chętnie wybrałabym się z kimś na basen aby popływać. Chyba zacznę dawać ogłoszenia. Swoją drogą kiedyś już w Internecie dawałam ogłoszenia dotyczące wspólnych wypadów do lasu czy do nawiedzonych miejsc. Paradoksalnie bardzo wiele osób jest chętnych i poszukuje tego samego. Z drugiej jednak strony trzeba mieć ograniczone zaufanie i wiedzieć, że niektórzy nie do końca chcą tego samego co my. Mogą chcieć na przykład nas w tym lesie zgwałcić albo maltretować. Ludzie są różni. Pamiętam jak w Halloween 2016 jechałam autem z prawnikiem, którego widziałam na oczy przez 20 minut. Zawiózł mnie do Tuszyna, widziałam domy zamurowane deskami, puste chałupy i myślałam, że to będzie mój koniec. Wtedy bałam się strasznie, chyba najmocniej w swoim życiu. Rozmawialiśmy dużo, w Tuszynie jest las i tam się zatrzymaliśmy. Ja naprawdę myślałam, że tego dnia zginę. O tym facecie wiedziała tylko moja przyjaciółka Maja. Gdybym nie wróciła do domu to tylko ona mogła mi pomóc. Nie jestem głupia, więc musiałam mieć kogoś komu mogłabym zaufać. Wiecie, ktoś kiedyś powiedział mi, że wie iż można się po mnie spodziewać wielu rzeczy, choć nie wiem czy ta osoba pomyślałaby, że jestem gotowa wejść do auta, w którym unosił się zapach niebezpieczeństwa i pojechać z nim późnym wieczorem do innego miasta. Wspomniałam o zapachu niebezpieczeństwa w samochodzie. Co to był za zapach? To dosyć ciekawe... siedziałam na fotelu, zapięta pasem, a on podgrzewał mi fotel. Czuć było zapach ogrzewania, skóry(mam na myśli materiał), zapach odświeżacza samochodowego, zmieszanego z jego perfumami. Cała mieszanka pachniała seksownie, demonicznie, przerażająco. To był prawdziwy zapach niebezpieczeństwa. Dlaczego Wam o tym wspominam? To proste. Nie zawsze chodzenie po lesie jest wyciszające. To była najbardziej szalona "randka" w moim życiu. Chciałam wtedy przeżyć coś ekscytującego i takie to właśnie było. Niemniej nie wiem czy jeszcze raz bym to zrobiła, bo to szaleństwo. Ale pamiętajcie, że w życiu liczą się przede wszystkim wspomnienia. I jeśli coś chcę, zawsze to dostaję. Szybciej czy później coś, ktoś jest moje. I moją największą wadą i zaletą zarazem jest to, że nigdy się nie poddaję. Wyznaję zasadę, że jeśli Szatan zamyka wszystkie drzwi, Bóg otwiera nam okno. Tymczasem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz